brakowało sił
słów brakowało
by wyrazić ból ukryty głęboko
pod powieką ciężką od snu
myśli przytłoczone na dłużej
niż mogłoby się wydawać człowiekowi
co w nicości kroczy dumnie
choć kłamie (zlękniony)
Przyłożyć pistolet do skroni
nie błagałby
bo wiedzieć nie może czy pragnie
stałby dalej kłócić się ze sobą nie ustanie a czas mija
kiedy go zabraknie nie stać jest nikogo
na ciąg dalszy
Świat się kręci krew nie płynie w ciele
okaleczonym bezradnością nożem
wypływa cierpienie na próżno
tego biedaka nie uratowała nadzieja
zostawiając na pastwę jego samego
tak pięknej nocy nigdy jeszcze nie widział
Mógłby dalej próbować okręgi na wodzie zataczać
aż osiągnie niemożliwy chód bez gruntu
na przekór wszystkiemu
trzymać się powietrza zachłannie łapiąc światło
w obawie przed mrokiem
tak szybko można się zachłysnąć
chce wrócić
Szacunek do siebie
wytrwałość go opuszcza umywa ręce
skoro jej nie ma nieosiągalne marzenie naiwne
łamie człowieka kości od środka czyniąc
upadłym obojętnym dla uczuć
co myślały że znalazły marionetkę porzuconą
dniom które minęły